Autor |
Wiadomość |
<
Miejsca
~
Rezydencja rodziny Lestrange
|
|
Wysłany:
Pią 20:31, 11 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 14 Cze 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Londyn
|
|
Szybko postarał się ukryć swoje zmiesznie i popatrzył na niego chłodno.
- Nic mi nie jest - powiedział już spokojnie. Odwrócił się do niego plecami i podszedł do okna. Był całkiem ładny wieczór. Trochę przytłoczyła go samotność i takie ogólne fizyczne zmęczenie.
- Jestem po prostu wyczerpany Rabastanie - westchnął cicho i odwrócił się do niego - a powiedz mi czy są tu jeszcze jacyś inni oprócz ciebie? Słyszałem coś na temat wyjazdu za granicę Regulusa z rozkazu Czarnego Pana, a twój brat Rodolphus dogaduje się z olbrzmami. Tymczasem nie mam pojęcia, co z resztą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 20:47, 19 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Anglia
|
|
Caly czas nie spuszczał z niego wzroku. Nie wiedział - nie mógł tego wiedzieć, bo Evan był bardzo skrytym człowiekiem - co się dzieje w jego wnętrzu, ale właściwie jakoś niezbyt chciał się tego dowiedzieć.
- Co do Regulusa, nie mam pojęcia co się z nim dzieje, a o Rodolphusa się nie martwię. Nigdy jakoś szczególnie nie przepadał za pisaniem listów. A więc ich brak świadczy o tym, ze ma się dobrze. Oprócz tego, od paru dni jest tu także Alecto. O reszcie nie mam wiadomości - milczał przez chwile. - Zamierzasz tu zostać i zaczekać na Czarnego Pana?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 16:41, 21 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 14 Cze 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Londyn
|
|
- Chyba nie zostanę teraz Rabastanie...- powiedział jakby zmieszany i zamyślony.
Czuł, że musi to zrobić, musi sprawdzić, co się z nią dzieje....czy jeste wystarczająco bezpieczna. Przeklinał się za to, że w ogóle się odezwał. Przez jego beznadziejne poczucue obowiązku ta niewinna dziewczyna może stracić życie.
- Do zobaczenia Rabastanie. Niedługo powinienem wrócić. - powiedział i deportował się natychmiast.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 16:56, 24 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Anglia
|
|
Gdy mężczyzna deportował się z salonu, wzruszył ramionami i skierował się spowrotem na górę. Nigdy nie był w stanie zrozumieć Evana. Właściwie to nigdy nie rozumiał, co taki ktoś jak on, robi wsród takich ludzi, jak śmierciożercy. Zawsze miał ochotę go o to zapytać. Nawet chyba czuł do niego coś na wzór sympatii. Był inni, niż reszta towarzystwa z tego 'zacnego' grona. I chyba to sprawiło, że go szanował.
Kiedy wszedł do pokoju, Alecto była w łazience. Usiadł więc na łóżku i ponownie pogrążył się w myślach. Zaciekawiło go także zachowanie Rosiera. Myślami był zupełnie gdzie indziej. Był zamyślony i jakby czegoś niepewny...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 20:28, 24 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Walia
|
|
Jak powiedział tak też zrobił. Żeby się deportować musiał, chociażby lekko, ująć Waldena, więc dotknął się do niego jak pies do jeża i teleportowali się na środku salonu rezydencji Letrange’ów. Mężczyzna leżał wciąż nieprzytomny. (załóżmy, że ból był tak okropny, że aż biedak stracił przytomność). Barty wyczarował niewidzialne nosze i za ich pomocą przeniósł mężczyznę na sofę.
- Gdzie ten cholerny Rabastan… - warczał pod nosem. – Poczekaj chwilkę… - doskonale wiedział gdzie Rabastan ma sypialnie bo nie raz, ani nie dwa już u niego był. Wszedł do pokoju brutalnie trzaskając drzwiami.
-Gdzie jest Czarny Pan?! – huknął. Zmrużył oczy ze złości i popatrzył na niego z pogardą. – No.. widzę, że Wy to dupy grzejecie… a inni umierają!!! Na dole leży nieprzytomny Walden!!! Może umiesz mu jakoś pomóc? – zapytał z kpiną. Nie wiedział dlaczego tak się zachowuje. Może dlatego, że dawno nie był agresywny i teraz musiał się chociaż na kogoś powydzierać?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Czw 21:57, 24 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Anglia
|
|
Na dole, w salonie ponownie rozległ się trzask. "Znowu! Który teraz?" Właściwie powinien zacząć się przyzwyczajać, w końcu to była ich Kwatera Główna... Ale on cenił sobie spokój.
Poza tym był dumny i wymagał szacunku od innych, tymczasem okazało się, że nieproszonym gościem, był ten kretyn, Barty, a teraz wpadł tu jakby do siebie i jeszcze miał do niego pretensje! Zerwał się z łóżka, podszedł - a właściwie doskoczył - do niego i przycisnął do ściany. Zaklął soczyście.
- Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?! Wpadasz tutaj i myślisz, że możesz mi ubliżać w moim własnym domu?! - był cholernie wściekły. - Nie twój pieprzony interes, co robię, a czego nie!!!
Cały czas, gdy się na niego wydzierał, coraz mocniej przyciskał go do ściany, a Barty zaczął się krztusić. Puścił go - nie zapominając, żeby zrobić to odpowiednio brutalnie - i odszedł nieco, bojąc się, że może przestać zupełnie nad sobą panować i wtedy miałby dwóch rannych mężczyzn na głowie.
- Co mnie obchodzi nieprzytomny Walden?! Znajdź sobie inny dom i tam go sobie opatruj!!! Coo? - uśmiechnął się pogardliwie - Nie umiesz? W takim razie widzę, że masz mały problem! Mam nadzieję, że nie poplamił mi krwią dywanu?! A teraz wynoś się stąd!!!
Patrzył jak Barty robi się coraz bledszy na twarzy. "Cholera! Nie pozwolę mu zdychać w moim domu!" Zaklął jeszcze szpetniej i wypadł z pokoju odpychając brutalnie Barty'ego na bok. "Gdybym chciał zając się leczeniem ludzi, zostałbym pieprzonym magomedkiem! Całkiem nieźle mi to wychodzi!!!"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rabastan Lestrange dnia Czw 22:05, 24 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 21:55, 25 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 17 Kwi 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Irlandia
|
|
Obudził ją gwałtowny hałas. W trakcie sprzeczki mężczyzn siedziała na łóżku z kolanami podciągniętymi pod brodę, obejmując nogi rękoma. Była ubrana w cienką białą koszulkę sięgającą połowy ud.
Obserwowała wszystko z pozornym spokojem. Trochę zemdliło ją na widok Barty'ego... ale przecież był tu Rabastan. Nie bała się po prostu odczuwała niesmak. Zwłaszcza, że mężczyzna tak gwałtownie wtargnął do, teraz ich wspólnej, sypialni.
Od tamtej pierwszej nocy już więcej do niczego takiego między nimi nie doszło. Być może oboje traktowali więź ich łączącą jako coś całkiem innego, coś co przyszło im przeżywać pierwszy raz w życiu. Zasypiali przytuleni, ukojeni wzajemnym zapachem, w dzień czasem obdarzali się pocałunkami czy trzymali za ręce. Nic więcej.
Alecto nagle poczuła ciepło. Zaczęło się rodzić gdzieś okolicach serca jak maleńka iskierka, a potem rozprzestrzeniło się na całe ciało dając efekt czegoś na kształt szoku termicznego. Alecto zachłysnęła się spokojem i tym nadzwyczajnym ciepłem, którego nigdy wcześniej nie miała. Trochę to było dziwne ale i piękne zarazem.
A teraz znów obudziła się w niej wściekła suka. Dokładnie z momentem wyjścia Rabastana za drzwi. Została sama z Bartym.
- No proszę, proszę - prychnęła z pogardą wstając z łóżka - a któz przyszedł prosić o pomoc? Mam nadzieję, że on tam zdechnie jak pies...- skrzywiła się i wyszła z sypialni. Skierowala się do salonu.
(a teraz moje Słoneczka proponuję większą sesyjkę;D Alecto, Rabastan, Barty i Walden. Cieszycie się?;D )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Alecto Carrow dnia Pią 21:57, 25 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 16:06, 27 Lip 2008
|
|
|
Dołączył: 16 Kwi 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Walia
|
|
Leżał skulony na podłodze biały jak kreda, ciężko dysząc. Przybył tu by mu pomogli, a został bardzo mile potratowany. Mało brakowała, a ten nieobliczalny Rabastan by go udusił… I jeszcze ta suka Aleuto tu była… Gdy ją zobaczył aż coś się w nim zagotowało. Musiał przyznać, że wejście miał trochę nieudane ale żeby od razu aż tak… Przyszedł tu pokojowo nastawiony.
Z wielkim trudem podniósł się i zszedł na dół. Cały czas trzymał się za szyję, która bolało go niemiłosiernie.
- Rabastanie przepraszam za takie… niezbyt eleganckie wejście – słowo przepraszam przeszło mu z trudem przez gardło jednak chciał chociaż trochę załagodzić całą sytuację. – Wiesz dobrze, że ja nie znam się na tych… jakichś uleczaniach (), a Ty jesteś w tym bardzo dobry… - zrobił krótką przerwę i znowu zaczął mówić: - Z tego co wiem Pan nie będzie zadowolony gdy Walden zginie… Razem mieliśmy iść do wampirów… jednak on… jakoś zaczęło mu się coś dziać…
(o tak... bardzo się cieszymy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pią 20:41, 15 Sie 2008
|
|
|
Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Anglia
|
|
Rabastan starał się pokonac schody tak szybko, jak tylko mógł. Był wściekły. Myślał o tym, że jeśli Walden zakrwawił mu dywan lub cokolwiek innego w salonie, to ktoś za to oberwie. Najpewniej będzie to on sam - o ile będzie jeszcze żywy - albo Crouch. Jego wściekłość sięgnęła zenitu, gdy wszedł do salonu. Zarówno na dywanie, jak i na kanapie zakwitały dwie piękne, szkarłatne plamy. Przekleństwa mimowolnie wyrwały mu się z ust i wiedział, że teraz będzie klął co chwilę.
A teraz Walden. Nieustannie krzusił się krwią. Rabastan nie wiedział jednak co było tego przyczyną. Bez chwili namysłu rozciął jego koszulę (noo, tę opcję mam już opanowaną Myslę, że ze zdzieraniem z kogoś koszul nie będę miała teraz problemu ) i pierwsze co zdiagnozował, to to, że Macnair ma arcymostrzowsko poharatane wewnętrzne nerwy.
W międzyczasie na dół zszedł Barty i mówił coś do niego. Mężczyzna był jednak zbyt zajęty badaniem obrażeń Śmierciożercy, żeby skupić się na tym co niego mówiono. Usłyszał coś o przeprosinach. Jednak to było w tej chwili mało ważne.
- Przeszkadzasz mi - powiedział nie przerywając. Walden nie mógł poruszać ani dolną ani górną częścią ciała. "Cholera! On ma zmiażdżony kręgosłup!" Mężczyzna podłozył mu poduszkę pod kręgi szyjne. "Tylko skąd ta cholerna krew?!" Rabastan nie musiał dlugo czekać na odpowiedź. Gdy położył rękę na jego torsie, by dokładniej zbadać wewnętrzne obrażenia, Macnair zacharczał i wypluł krew. Mężczyzna zaklął. "Przebite płuco!!! On za chwilę się udusi!!!"
- Cynamon!
Coś strzeliło i obok mężczyzny pojawił się stary skrzat domowy, który ukłonił się i zaskrzeczał:
- Pan mnie wzywał?
- Potrzebuję cienkiej, długiej rurki, trochę szerszej od słomki. I przynieś mały srebrny nożyk. Pospiesz się!
Skrzat ponownie się ukłonił i zniknął. Wrócił chwilę później z rzeczami, po które wysłał go Rabastan. Wziął je natychmiast i podszedł do Waldena. Gdy Barty spostrzegł nożyk w jego ręce, zaczął protestować i próbował go zatrzymać.
- Przeszkadzasz mi - powtórzył z naciskiem.
- Czarny Pan nie będzie zadowolony!!!
- Daj mi działac! Inaczej on zdechnie i to za chwilę!!! Udusi się własną krwią!!!
Rabastan sprawdził czy szyja Macnaira jest odpowiednio usztywniona i rozciął ja jednym sprawnym ruchem.
- Co ty do cholery wyprawiasz?!!!
- To tracheotomia - odpowiedział spokojniejszym już głosem. - Musiałem naciąć mu tchawicę. Dzięki temu będzie mógł oddychać.
Powiedziawszy to wsunął w cienką szparę wąską rurkę i zakleił ją plastrem. Po chwili oddech Śmierciożercy uspokoił się, a on sam przestał pluć krwią. "Na tym moja rola się kończy. Nic już więcej nie mogę zrobić"
- Teraz posłuchaj. Musisz się nim zająć. Pod żadnym pozorem nie dawaj mu nic do picia. Nawet wody! Bo to tylko pogorszy sprawę. Najlepiej w ogóle go nie dotykaj. On nic nie czuje, ale tak będzie lepiej. Masz tylko pilnować, żeby nie zadusił się krwią. Masz przytrzymać go przy życiu. Za parę minut wracam.
"Ja mu nie pomogę. Potrzebna jest pomoc uzdrowiciela!"
Chwilę potem deportował się z rezydencji.
(Dobra, może mało udane, ale tak długo nic nie pisałam ... Wybaczcie mi... )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rabastan Lestrange dnia Pią 21:27, 15 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 19:53, 21 Wrz 2008
|
|
|
Dołączył: 17 Kwi 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Irlandia
|
|
Zeszła na dół omijając salon. Słyszała dźwieki które przywiodły jej na myśl zarzynanego prosiaka. Skrzywiła się i weszła do kuchni gdzie nalała sobie wody do szklanki prosto z kranu. Lodowatej. Umoczyła w niej lekko wargi i zapatrzyła się przez okno. Czuła zapach krwi... znała ten zapach tak dobrze, że aż ją od niego mdliło.
Lekko zacisnęła powieki i starała się uspokoić myśli. Czuła dziwną obojętność. Nawet już jej nie zależało na śmierci Waldena.
"Żywy czy martwy... i tak nie ma z niego pożytku" - pomyślała. Jedyne co tak na prawdę ją gryzło to to, że ich spokój został zakłócony... tak dobrze mieszkało jej się tylko z Rabastanem. Żyli z dnia na dzień. Nie łudziła się jednak, tamto to było jakby cudze życie, nie jej. Przecież ona nie mogła... to było niemożliwe. Takie dziwne uczucie. Tak obce i tak nieznane a jednak poruszając.
W wyobraźni zobaczyła uśpioną twarz Rabastana, jego piękne złociste rzęsy złożone na policzkach. Uśmiechnęła się do siebie.
"Nie oddam cię... nie. I nie mam zamiaru opuścić twojej sypialni"
Wzięła kolejny łyk wody i poczuła nagły brak. Coś się zmieniło.
Rabastan opuścił rezydencję.
Weszła do salonu i poczuła jak jej wnętrzności wykręcają się z obrzydzenia. Na podłodze leżał walden cały we krwi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|